środa, 16 października 2013

Po co komu content i ładna strona?

Dziś będzie krótko (no może nie tak znów całkiem krótko), ale za to łopatologicznie.

Od jakiegoś czasu część branży chodzi podekscytowana, jakby dopiero teraz przejrzała na oczy i dostrzegła sens działań SEO. Content, treści przyjazne dla użytkowników, a jeśli zaplecze - to również z wartościowymi tekstami, a nie mieszankami w stylu "Ala kocha żaluzje. Warszawa to dobre miejsce na zakup rolety. Rzymskie drogi już dawno przestały się liczyć dla Ali, jednak przecież nie to jest dla niej ważne tylko tanie żaluzje w Warszawie". Chryste...

Oczywiście miłośnicy strategii "nawalania linkami" i stawiania setek zaplecz o wartości merytorycznej zbliżonej do wyżej wymienionej, mogą powiedzieć: "Ewelina, weź się puknij w globus. Co komu po dobrej stronie, jeśli nie ma jej wysoko w wynikach?". Fakt. Ale co komu po stronie, która może i zajmuje pierwsze miejsce w SERPach, ale jej wygląd czy zawartość merytoryczna jest tak tragiczna, że użytkownik po minucie machnie na nią ręką i zacznie przeglądać kolejne witryny?

Poniżej przykład z życia wzięty (wybaczcie brak grafik)

Strona przez poprzednią firmę była traktowana metodami opisanymi we wstępie. Nie była zoptymalizowana kompletnie, wyglądała tragicznie i nasuwała silne skojarzenia z apokalipsą mającą wytłuc wszystkie żywe stworzenia, może poza karaluchami schowanymi w wyeksponowanych w nagłówku serwisu stogach siana. Całość utrzymana w kolorze czerni, brązu i szarości, postawiona na jednym z systemów "Zrób se panie stronę". Dało się na nią trafić z Google, czemu nie. Tylko jeśli ktoś szuka wsparcia psychologicznego (a taka była tematyka witryny), to raczej nie skieruje się do osoby, której strona wywołuje palpitacje serca i bez mała powoduje pojawienie się w głowie myśli samobójczych. Współczynnik odrzuceń i czas spędzany przez użytkowników na stronie mówił zresztą sam za siebie. 85% tych pierwszych i niecała minuta poświęcona na "eksplorację".

Po odrestaurowaniu serwisu, nadaniu mu zupełnie nowego charakteru, zoptymalizowaniu, uporządkowaniu treści, strona nie tylko pofrunęła do góry w SERPach, ale też zaczęła generować to, na czym zależy nam wszystkim najbardziej. W tym przypadku - telefony w gabinecie zaczęły się urywać. Współczynnik odrzuceń spadł (obecnie to około 30%), a czas spędzony na stronie wydłużył się średnio o dwie minuty. Strona, z której użytkownicy wychodzą (po przejrzeniu oferty i cennika), to strona kontaktu.

Wnioski?

Content i wygląd mają znaczenie kolosalne, jeśli chcemy użytkownika nie tylko na stronę skierować, ale też go na niej utrzymać. Archaiczne twory trudne w nawigacji i odstraszające, mogą być dzięki linkom czy SWL-om na pozycjach szczytowych i generować niewielką konwersję. Osobiście się temu zjawisku nie dziwię.

Dbajmy więc o użytkowników, nie zapominając o Google, ale to na userach skupiajmy się w pierwszej kolejności. Jak konkretnie? Obiecałam, że w najbliższym czasie podzielę się swoimi sposobami (nie wszystkimi rzecz jasna) i omówię dokładnie dwa przypadki z różnych branż, dla których udało mi się w ostatnim czasie mocno zwiększyć pozycje, ruch i konwersję. Nie to, żebym była jakimś cudem natury, na miano geniuszy w branży zasługują kompletnie inne osoby, choćby +Artur Strzelecki czy +Karol Dziedzic. Ale póki co moja dusza też daje radę i pozycjonowanie "na wyczucie" daje całkiem niezłe rezultaty. To podejście nieco odmienne, ale może dzięki temu z większym zainteresowaniem się z nim zapoznacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz